czwartek, 13 listopada 2014

Tsuru (derp) Festival!

Obiecałam post to jest post.
Dalej nie mam komiksu, wiecie, tygodniowa depresja po Krakowie, artblock, herpderp.

To przynajmniej wam poopowiadam trochę.

Pojechałam sobie w piątek do Krakowa, co by w sobotę wyruszyć na konwent do Rybnika zwany Tsuru Japan Festival. Pierwszy raz ruszam się gdzieś dalej niż do Krakowa, cud i niedowiaryjaktotak.

Nie jechałam oczywiście sama, bo jechali ze mną Pan Rysownik, Ennai oraz Lu. Pana Mrówkojada z nami nie było, bo on nie lubi konwentów i je bojkotuje stanowczo, więc go nawet nie próbuję na nie wyciągać.

6.30 wyruszamy z Krakowa do Katowic. Ślunsk jest piękny, widzieliśmy tylko dworzec który zniszczył moje wyobrażenia o dworcach autobusowych w dużych miastach, no chyba, że to nie był dworzec (chociaż wyraźnie dworzec pisało, ale we wszystko można zwątpić, o czym za chwilę opowiem).
8.15 ruszamy do Rybnika. Coś koło 9 jesteśmy w Rybniku. Nikt z nas nigdy nie był w Rybniku.

Ogarnęliśmy, że jesteśmy pod jakąś zawodówką, pisze, że ulica 3-go Maja 18. Dobra, dzwonimy po taksówkę, będzie szybciej. No to Ennai zadzwoniła....



Ostatecznie poszliśmy na nogach, było szybciej.
Szkoła była wielka, kolejka na konwent też, ale weszliśmy bez kolejki (ja miałam medialną wejściówkę, Rysownik jechał jako gość, a nad Ennai i Lu się zlitowali ;) ), natomiast wielkości szkoły pominąć się nie dało, więc przez pierwszą godzinę błądziliśmy w te i wewte.
Znaleźliśmy VIPowski sleeproom i tam przesiedzieliśmy większość czasu gadając i jedząc pizzę, co moglibyśmy robić równie dobrze w Krakowie, ale wiecie, KONWENT I ZABAWA, YEEE...
...
...
a potem zobaczyliśmy informator i błędy razy milion. Organizatorzy Tsuru, jeśli kiedykolwiek to przeczytacie - sprawdzajcie swoje informatory przed konwentami :'D

Rozwiązaniem wczorajszego rebusu była śmieszna sytuacja związana z owym informatorem, gdyż okazało się, że Rysownika zapisali w cudzysłowie. Wiecie, jako "Pan Rysownik", nie jako Pan Rysownik. Wypowiedźcie to sobie w głowie głosem człowieka wzgardzającego światem, tak mniej-więcej myśmy to czytali.

O, i prawie zrobiłam sobie zdjęcie na konwencie, ale oczywiście się nie dało, no jasne, że się nie dało.

Jestem tym kawałkiem beretu po prawej, a osoba po lewej to Ennai. Lu wtedy z nami nie było, Lu się gdzieś szlajała.

Okey, doszliśmy gdzieś tak do połowy opowieści konwentowej. Reszta będzie juto, bo tak rzeczę ja. Bo tak bez komiksu to słabo. Albo może dam jakiegoś piekielnego kotka, bo mam jednego w zanadrzu... hmmmm.

No, także miłej nocy wszystkim osobom, które dotrwały do dzisiejszej notki i dzień dobry wszystkim, którzy przeczytają ją jutro! ;)


4 komentarze:

  1. Ja do VIP'owskiego sleepu nawet nie dotarłam. Zgubiłam się tam i nie wiedziałam nawet gdzie był. Błędy w informatorze były, to prawda, ale nie przykułam uwagi do tego cudzysłowu. Nie odebrałam tego w taki sposób jak Wy. Za to część opisu atrakcji Pana Rysownika była ucięta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Konwenty~~~FAjna rzecz (chyba), podziwiam odwagę nocowania tam :3 Berecik też stylowy.
    'Le Meri
    Ciekawie narysowałaś swojego towarzysza
    Pozdrawiam
    Yumi Yuma

    OdpowiedzUsuń

Komentarze kocham niczym koty, więc postaraj się napisać coś więcej, żebym nie odpisywała tylko dziękuję ;)